O 9.00 czekał już na nas umówiony taksówkarz, trasę ok. 120 km pokonywaliśmy ponad 3 godziny wliczając w to postoje na robienie zdjęć, zwiedzanie zabytków itp. W Kazbegi byliśmy ok. 12.30, skąd samochodem terenowym, razem z grupą innych Polaków, wjechaliśmy pod monastyr Stepansmindę, koszt 70 lari, tam i z powrotem, wyszło 9 lari za osobę. Spodziewaliśmy się, że ta trasa zwali nas z nóg, ale chyba jak do tej pory nasz number 1, to Swanetia, a potem Wardzia, żal, że nie widzieliśmy Dawid Garedża, ale może jeszcze będzie okazja. W Tbilisi byliśmy o 17.30, obiad i do hotelu, skąd ok. 20.00 ponownie wynurzyliśmy się, by połazić bez celu i podziwiać oświetlone miasto. Z uwagi na dużą ilość hydroelektrowni, prąd jest w Gruzji dość tani, mieszkańcy Swanetii- tzn. swaneckich gospodarstw domowych, w ogóle nie płacą za prąd. Dlatego władza nie żałuje mocy na podświetlenie atrakcji. Dzisiaj było bardzo gorąco, o 17.00 34 st, wieczorem pewnie niewiele mniej, dlatego masa ludzi wylega wtedy na ulice i chodzą do 1.00 czy 2 .00 w nocy, nawet sklepy są otwarte do tych godzin. Jutro w planach Signagi.