Batumi- Wardzia, 23.08.2013, piątek
Obudziliśmy się przed siódmą, szybki prysznic, pakowanie i ok.8.30 gospodarz zawiózł nas na dworzec pod marszrutkę kolegi jadącego do Achalciche, namiary na kwaterę w Batumi: Djobenadze Omari, ul. Suchumi 40, tel 577 231505, 599 18 23 16, po rosyjsku lub gruzińsku. Zapakowaliśmy plecaki, gospodarz zaniósł je do marszrutki, i poszliśmy coś zjeść. Każde z nas wciągnęło po całym chaczapuri i dobrze, bo drogę do Achalciche -150 km pokonywaliśmy prawie 6 godzin, od Shuakhevi do Mlashe jechaliśmy po drodze złej i bardzo złej, gruntówka, pełna dziur prowadząca przez góry aż do przełęczy Ughelt Goderdzi i dalej do Mlahe, gdzie zaczął się znowu asfalt. Widoki bajeczne, górskie chaty, zero turystów. 15 km przed Achalciche kierowca skręcił w przeciwną stronę i wysadził nas w Abastoumani gdzie przesiedliśmy się do innego busa, kierowca zaopiekował się nami, nie wziął opłaty, bo tę uiścił już poprzedni kierwoca jako że nie dowiózł nas do celu i wysadził w Achalciche, gdzie od razu znaleźliśmy transport taksówką za 10 lari ( 65 km) do Wardzi. I to jest tutaj wspaniałe, że kierowcy i w ogóle ludzie, przekazują sobie ciebie z rąk do rąk, znajdą transport i nocleg, podwiozą, jak trzeba nakarmią, czują się za ciebie odpowiedzialni.
Śpimy w Wardzi w skromnym hotelu za 35 lari od osoby bez śniadania, ale za to z widokiem na skalne miasto, które jutro od rana zamierzamy zdobywać. Razem z nami nocuje grupa motocyklistów z Bydgoszczy i Warszawy, 3 motory, 4 osoby, przejechali Ukrainę, Rosję, Gruzję, Armenię i znowu są w Gruzji. Do kraju chcą wrócić 30 lub 31 sierpnia. To ich kolejna wyprawa na wschód, w 2010 roku przejechali Syrię, Jordanię i Liban i jak mówią po dwóch latach wybuchła tam wojna, a zatem nie wiadomo, co będzie z Gruzją ( to ich słowa). Siedzieliśmy i gadaliśmy do 0.30.